wtorek, 18 października 2016

325789! Runmageddon Silesia - Rekrut. Jestę Weteranę!

Zdjęcie wymagające dodatkowego omówienia - materiał na osobny wpis.
Pyrsk!
W ostatni weekend dane mi było nieco roztopiyrzać swoją rzić po kraju i posznupać mocnych wrażeń. Nie jestem ciućmok i nie boja się ciaplyty, ani wyglądać jak bebok. Za kierunek swej podróży obrałem Dąbrowę Górniczą, kaj wungel z gruby się dobywa... i akurat trwał Runmageddon Silesia.
Dość fandzolenia - do rzeczy.*


CO, GDZIE, KIEDY, JAK?

Runmageddon oczywiście! Niby edycja "Silesia", ale każdy Gorol powie Ci, że Dąbrowa Górnicza, bo tam impreza miała miejsce, to nie Ślunsk! (Tylko Zagłębie). Jako, że do uzyskania tytułu Weterana RMG brakowało mi tylko Rekruta (~6 km, 30 przeszkód), to właśnie na ten dystans się zdecydowałem. Do wyboru był jeszcze Hardcore.
Wspomnieć należy o lokalizacji, na której przyszło nam się ścigać - Pustynia Błędowska. Zapowiadało się ciekawie.
Start - sobota, 15.10.2016, seria 10:20.
Wbrew zapowiedziom dnia poprzedniego pogoda dopisała od samego rana. Nie było może za ciepło - wiał lekki, acz chłodny wiatr, jednak na niebie przeważało słońce. Wprawiło mnie to w pozytywny nastrój.
Jak się okazało, nazajutrz aura nie rozpieszczała Hardkorowców. Cóż, takie życie :)

Ostatnie chwile przed startem

ORGANIZACJA

Jak zwykle pierwsza klasa! Profesjonalizm widoczny już na kilka kilometrów od docelowego miejsca imprezy. Świetnie oznakowany dojazd, wyznaczone parkingi, na których obsługa pomagała  znaleźć najbardziej komfortowe miejsce - bajka.
Biuro zawodów znajdowało się na terenie Eurocampingu przy ul. Żołnierskiej 130. Na miejscu pojawiłem się niecałą godzinę przed startem, co napawało mnie pewną obawą, czy zdążę odstawić przedstartowe VooDoo. W pamięci miałem wrześniowe kolejki w Myślenicach (które swoją drogą szły i tak bardzo sprawnie), a tu jeszcze przebrać by się wypadało. Moje lęki okazały się bezpodstawne - nawet nie zauważyłem, kiedy było już po wszystkim.
Całość imprezy rozlokowana była rozlokowana była dosyć... ciasno. Nie było to jakoś szczególnie uciążliwe, ale miejscami czułem się przytłoczony. Plusem takiego rozwiązania był fakt, że wszędzie było blisko. Start, meta, biuro, informacja, jedzenie, napoje, strefa expo - wszystko w zasięgu rzutu kamieniem. Dosłownie.
Wolontariusze jak zwykle byli kompetentni i niezwykle zorientowani co dzieje się dookoła. Klasa sama w sobie!
Ogromnym zaskoczeniem i chyba jednym z największych plusów imprezy były... PRYSZNICE Z CIEPŁĄ WODĄ! Pierwszy raz się z takowymi spotkałem na tego typu evencie. Zazwyczaj były to jakieś szlauchy z zimną kranówą, fontanny, czy kąpiel w rzece, a tu proszę - super sprawa! Zwłaszcza, że jak już wspomniałem, dzień do upalnych nie należał. Nie dość, że woda była ciepła, to jeszcze kabin było całkiem sporo. Problem długich kolejek nie zaistniał  - przynajmniej w moim przypadku.
Tak chwalę i chwalę, to może mógłbym się do czegoś przyczepić?
Gdy odbierałem Weterana to Internet wolno działał... Nieee, to bez sensu. Organizacja na 5+!

PAKIET STARTOWY

Tu raczej klasyka, próżno szukać różnic z Classiciem, poza jedną - dość istotną. W worku znalazłem:
  • Chip do pomiaru czasu
  • Kolorową opaskę z godziną startu
  • Koszulkę techniczną od Pit Bull West Coast - miazga! 
  • Gratisy od sponsora - zrobię z nich niebawem użytek
  • Broszurkę informacyjną z mapką trasy
  • Napój izotoniczny - przydał się na trasie
  • Runmageddonowe wlepki
  • Worek na depozyt
Na mecie z kolei czekały na mnie:
  • BRAK PIWA!!!! Jakiś durny przepis sprawił, że na terenie całej imprezy obowiązywał zakaz sprzedaży i spożywania alkoholu (tak przynajmniej się dowiedziałem). Jako kierowca i tak swojego browca oddałbym komuś z moich Groupies, ale sam fakt... Całe szczęście sytuację ratowała zaprawiana po cichu...
  • Herbata z prądem! Świetny rozgrzewacz :)
  • Woda
  • Szalobajera - taka jak na Hardcore i Classic, tylko żółta.
  • Medal
  • Splendor, gloria, chwała i foty przy ściance
Komplecik - Jestę Weteranę!
TRASA

Jadąc na Pustynię Błędowską spodziewałem się trasy ciągnącej się kilometrami po piachu i wydmach, tymczasem znaczna jej część wiodła przez bagna, błota i rzeki. Ot, taki paradoks. Do tego sporo lasu, gdzie trzeba było sprawnie lawirować pomiędzy drzewami, co by z którymś baranka nie przybić. A ile grzybów w tym lesie to Paaaaaanie... Piaskowej ekspozycji też trochę pod nogami miałem, ale spodziewałem się więcej.
Przewyższeń nie było prawie wcale. To sprawiło, że była to jedna z najłatwiejszych tras jakie dane mi było pokonywać podczas tego typu imprez. Porównałbym ją do zeszłorocznego Rekruta w Warszawie, czy nawet Biegu Centuriona. Nie wiem, jak sytuacja wyglądała na Hardcore, na moim biegu zbyt ciężko nie było. Nie mówię, że to źle! Jak by nie było Rekrut jest najlżejszą formułą, przeznaczoną dla niedoświadczonych biegaczy. Tak wytyczona trasa stanowiła świetną propozycję dla debiutantów wkręcających się dopiero w OCR.



PRZESZKODY

Podstawowy dystans, to i podstawowe przeszkody. Tu bez rewelacji - ścianki pionowe i ukośne, niskie i te wyższe, opony do przerzucania i do wspinania, bale do dźwigania, równoważnie, zasieki i inne ustrojstwa do czołgania się pod. Większe emocje wzbudziła we mnie jedynie "Lodowa". Co zaskakujące nie było po niej "Ogniowej" - czyżby kolejny zakaz gospodarza zawodów? Chłopaki od Footballu, czyli "Żywa" też dali radę - byli delikatni niczym sąsiad remontujący mieszkanie w sobotę o 7:00 rano,
Tyle o przeszkodach sztucznych, co się zaś tyczy natury... Wspominałem już o bagnach, błocie, wodzie i jeszcze raz bagnach? Było tego naprawdę sporo, zarówno na początku, jak i pod koniec trasy. Odnoszę wrażenie, że organizatorzy zapatrzyli się nieco w "Katorżnika". Miejscami bywało na prawdę głęboko i grząsko, a zanurzone konary i pnie wcale nie ułatwiały zadania. Jak dla mnie najlepszy element trasy!
Była jeszcze przeszkoda mentalna. Wyobraź sobie: brodzisz po uda w lodowatej wodzie i błocie, tak sobie idziesz i idziesz, nagle spostrzegasz, że na drzewie wisi kartka z napisem "325789 Zapamiętaj!". Myślisz sobie "WTF?", no ale szukasz jakiegoś sposobu, żeby Ci cyferki nie uleciały z głowy. Idziesz dalej myśląc, że Twoja zagwozdka  lada moment się rozwiąże - nic bardziej mylnego. Po drodze napotykasz jeszcze kilka takich samych znaków (jak dla mnie trochę za dużo, mocno ułatwiło to wykonanie zadania), a gdy już w końcu udaje Ci się o nich zapomnieć - pojawia się przed Tobą gościu z tekstem: "Suma drugiej i piątej cyfry?". Yyyyyyy, co? Dodam, że masz na plecach niemały drewniany bal i akurat kończysz z nim pętelkę. Nie znasz odpowiedzi? To karna rundka z konarem w łapach. Minęło już trochę czasu, a w dalszym ciągu widzę ten numer, gdy tylko zamknę oczy.

PODSUMOWANIE

Było naprawdę super i nawet brak piwa na mecie nie zepsuł mojego zdania na temat tej edycji Runmageddonu. Dodatkowym bonusem dla mnie było odebranie tytułu Weterana RMG, co zaowocowało jeszcze większą podjarką.
Trasa była łatwa (choć piasek mógł dać się we znaki), przeszkody nie przerażały, dystans 6 km - idealne warunki na rozpoczęcie swojej przygody z biegami ekstremalnymi. Nowicjuszy chyba nie brakowało, gdyż na stronie Runmageddonu możemy znaleźć info, że sprzedanych zostało 100% pakietów, nieźle!

Mój czas to: 01:29:06, co daje mi miejsce:
420/2479 w klasyfikacji generalnej
388/1676 wśród mężczyzn
25 w swojej fali.

Na razie jeszcze nie doczekałem się zdjęć z imprezy, gdy tylko jakieś się pojawią, zamieszczę je na facebooku!

*Wybaczcie mi ten nieudolny Śląski. Próbowałem być fajny i wpasować się w klimat regionu, gdzie odbywały się zawody :)

Zachęcam wszystkich do spróbowania swych sił w Runmageddonie!
Wszelakie info znajdziecie:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz